Dzięki naszej wspaniałej wychowawczyni, na wycieczki kilkudniowe jeździliśmy co roku. Jednak w mojej pamięci najbardziej utkwiła ta do Ciechocinka. Uczestniczyły w niej ówczesne oddziały 4a i 4b.
Przygoda rozpoczęła się 21 września 2015 roku, czyli całkiem dawno temu, a pojechaliśmy na nią w ramach integracji z okazji rozpoczęcia czwartej klasy – w końcu zmienialiśmy wtedy wychowawcę, a nasz plan lekcji uległ całkowitej przemianie. Dlatego więc, aby nieco osłodzić ten ciężki proces przyzwyczajania się do nowej rzeczywistości, wyruszyliśmy do miejsca spokojnego, gdzie czas zdawał się płynąć wolniej, a powietrze wydawało się być bardziej rześkie. Miejscem tym było Rancho pod Olszyną.
Usytuowany 4 kilometry od centrum Ciechocinka ośrodek jeździecki oferował nam wiele zabaw i radości. Mieliśmy okazję strzelać z łuku, zwiedzić środek podobizny konia trojańskiego, czy nawet przejechać się wozem konnym. Ta atrakcja chyba najbardziej zapadła mi w pamięć, bowiem wszyscy byliśmy szczęśliwi, machaliśmy do każdego przechodnia z uśmiechem na ustach, a oni równie uśmiechnięci, ale i również zaskoczeni nam odmachiwali. Walory estetyczne centrum miasta mnie osobiście już wtedy zachwyciły, a to z racji mojego bycia estetą. Niezwykłe rabaty kwiatowe i zabytkowe budowle dodawały magii w każdym miejscu w Ciechocinku. Ciekawym przeżyciem był również spacer pod tężniami, jednak myślę, że jeszcze bardziej uwagę młodocianych podróżników przyciągnęło… targowisko. To tam zaopatrzyliśmy się w pamiątki, te bardziej i mniej sensowne oraz inne, drobne zakupy. Mieliśmy również okazję zagrać w grę „Wojna o flagę”, która miała wykazać naszą umiejętność gry zespołowej. I myślę, że zdaliśmy ten test koncertowo.
Wycieczka trwała dwa dni i jedną noc. Było nam bardzo ciężko opuścić to niezwykłe miejsce, ponieważ dostarczyło nam wiele wrażeń i niezapomnianych chwil. Zawsze będziemy ją miło wspominać. Zawsze.